Design a site like this with WordPress.com
Rozpocznij

Góry, my love…

Pamiętam kiedy pierwszy raz pojechałam jako dziecko w góry. Byłam absolutnie zachwycona wszystkim. Każdym widokiem, zapachem lasu, olbrzymimi łopianami rosnącymi po bokach ścieżek, całą góralską kulturą. Miałam szczęście, że zabierałam się zawsze z moim dziadkiem, który znał każdy szlak jak własną kieszeń.

Każda wędrówka to była przygoda. Z dziadkiem każdy kamień w górach miał swoją historię. W plecaku obok prowiantu były mapy, panoramy z opisem szczytów, atlas roślinności, dzieje rodów góralskich, nożyk, którym idąc strugało się kij. Godzinami dyskutowaliśmy, ale najbardziej lubiłam mrożące krew w żyłach historie, o lawinach, o ludziach gór, którzy zostali już w nich na zawsze… Od pierwszego wyjazdu nauczyłam się najważniejszego: przed górami trzeba czuć respekt. Góry trzeba szanować, nie ryzykować, dwa razy planować, gdyż z naturą się nie wygra.

I ja je pokochałam. Wstając o wschodzie słońca, ruszając na szlak, by złapać pogodę i dotrzeć na szczyt, jedząc paprykarza, który tylko tam smakuje tak wybornie i wykwintnie, pijąc żętycę w szałasie, wieczorem szczotkując i pastując pionierki czułam, że żyję.

Stało się tak, że myślałam ” już tam nie pojadę”. W żadne pasmo. Czasem kiedy śnił mi się najpiękniejszy sen, to moje Niebo, było w górach.

Po pięciu latach zaczęłam nieśmiało marzyć. Bardzo nieśmiało, bo dobro mojej ukochanej, a delikatnej Jagodzianki jest najważniejsze.

Marzenia pojawiają się niczym maluteńkie pączki na krzakach róż. Kiedy zaczniemy je podlewać, pielęgnować, przygotowywać, planować, mają szansę powoli się rozwijać.

Dzięki Bożej pomocy, nasz kwiat zakwitł. Odważyliśmy się, przygotowaliśmy wcześniej na wszelkie okoliczności i pojechaliśmy.

Wybraliśmy Karpacz, który jest stosunkowo blisko, który o dziwo nie przyciąga tylu turystów ile się spodziewaliśmy, który ma wiele tras spacerowych, przyjaznych wózkowi.

Przed wyjściem na szlak: dzwoniłam do schronisk, by upewnić się , że droga jest przejezdna; pogodę i odczuwalną temperaturę i siłę wiatru sprawdzałam na GOPR-owskim portalu, norweskim satelicie, przebieg szlaku na geoportalu, który ma hybrydowe zdjęcia satelitarne, godzinami wybieraliśmy drogę, studiując mapę, różnice poziomów itp.

Udało nam się być w przepięknych miejscach jak np. Schronisko Samotnia nad Małym Stawem czy w Dolinie Wilczego Potoku i Sowiej Dolinie.

Jagoda była zachwycona tak jak my. Cieszyła się lasem i powietrzem.

I tak, fizycznie było nam (przepraszam, pierwszy raz użyję brzydkiego słowa) cholernie ciężko. Czułam każdy mięsień. Dzieliliśmy się wtaczaniem wózka z Jagodą co wzniesienie (tata zawsze plus jeszcze plecak, a w nim wszystko). Kiedy droga nas zaskoczyła i zmieniała się w leśną ścieżynę lub po prostu nie mieliśmy już sił, dzieliliśmy kilogramy po połowie i ja brałam Jagodę w nosidło, a tato brał wózek.

Robiliśmy postoje na karmienie pega i na rozprostowanie Jadzinego kręgosłupa i masaż poprawiający ukrwienie nóg.

Ale było warto.

Być może pomogła nam filozofia, zaszczepiona przez starsze pokolenia prawdziwych turystów:

„I dalej,

I w górę,

I wzwyż,

Po mękę i krzyż;

A w górach, gdzie kończy się droga,

Zrozumiesz, że nic nad Boga”

„Szczęście w górach, składa się z dziesiątków małych szczęść, przeżywanych wiele razy w ciągu dnia. Pokonanie skalnego progu, wspaniała panorama, przy bezchmurnym niebie, posiłek w zacisznym miejscu, powrót do bazy. Szczęście to też lawina, która przeszła bokiem…” Andrzej Zawada

Uśmiechnięta od rana do wieczora. Nawet późnego. Myślałam, że popadają jak muchy, a tymczasem grzecznie czekali na codzienne opowieści Adama Wajraka, z którym uczymy się być prawdziwymi tropicielami;)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: