Dzisiaj chciałabym zwrócić się do wszystkich tych, których wakacje nie wyglądały jak z bajki. Wiem, że jest tu parę osób, które borykają się z podobnymi problemami do naszych.
W zeszłym roku od połowy czerwca do końca sierpnia w szpitalu spędziliśmy osiem tygodni. Jagoda była bardzo niestabilna. Nawracające duszności, zapalenia płuc, cytomegalia, padaczka… Wyszarpywane chwile z pozostałymi dziećmi. Cudowne widoki, restauracje, letnie sukienki oglądałam tylko na blogach nieznanych mi osób. Ich relacje, zdjęcia były moim oknem na świat, patrzyłam ich oczami, wyobrażałam sobie smaki i zapachy fotografowanych potraw. To było dziwne, że istnieje świat poza szpitalnymi murami i problemami.
Przyznaję, że daliśmy się trochę zamknąć we własnym lęku. Przestaliśmy planować i marzyć…I są takie okresy, gdzie tak po prostu jest łatwiej żyć. Nie odczuwa się wtedy tego co może omija nas bezpowrotnie.
Na początku wakacji, kiedy przyjaciele zaproponowali nam wspólny wyjazd nad morze, popatrzyliśmy na siebie bez entuzjazmu. W środku jednak bardzo mi zależało żeby starsze dzieci nie zostały pozbawione dzieciństwa, wyjazdów, one też muszą wypocząć i żyć normalnie. Wpłaciłam zaliczkę uprzedzając już dziadków, że prawdopodobnie to oni wyjadą z wnukami. Sama do ostatniej doby nie wierzyłam, bo Jagodzie jeszcze pojawiła się nieswoista gorączka. Był plan awaryjny i awaryjny plan planu B. Wyruszyliśmy i spotkało nas kolejne zaskoczenie bo Jagodzianka spała całe noce, jadła za dwóch, śmiała się od wschodu do zmierzchu, zaśmiewała się w głos kiedy sypałam jej piasek na stópki:)

Kochani! Być może w tym roku stan zdrowia Wasz lub Waszych dzieci nie pozwolił na wyjazd, ale nie przekreślajcie całej przyszłości. To co jest pewne w naszej sytuacji to to, że nic nie jest pewne. Za rok prawdopodobieństwo, że będzie źle jest dokładnie takie samo jak prawdopodobieństwo, że będzie dobrze! Łatwo mi teraz pisać :”Nie bójcie się”. Sama jeszcze miesiąc temu myślałam o samej sobie, że jestem nieodpowiedzialna, że mój strach będzie rósł z każdym kilometrem dalej od domu. Musiałam spakować ssak, inhalator, pulsoksymetr, karton cewników, sond, strzykawek, nożyczki, walizkę leków, plastry, wózek, grzejnik, dmuchany basenik (bo pod prysznicem bym Jagi nie dała rady wykąpać). Znajomi byli nad morzem z respiratorem i podawali tlen na plaży! Wszystko jest do zorganizowania!
Uwierzcie:) Jagoda witała rok na OIOMie w tragicznym stanie, osiem miesięcy potem wraca z nad morza:)
„I przez wiarę w Jego imię temu człowiekowi,
którego oglądacie i którego znacie, imię to przywróciło siły.
Wiara wzbudzona przez niego dała mu tę pełnię sił, którą wszyscy widzicie.”
Dz.4,11
Niech te zdjęcia będą Waszym oknem na świat dziś, a za rok życzę Wam by stały się Waszym udziałem:)







